Wszyscy ludzie, którzy zostali udomowieni są chorzy. Ich umysł kontrolowany jest przez pasożyta karmiącego się negatywnymi emocjami wypływającymi ze strachu. Te emocje w połączeniu z samooskarżaniem, czyli wewnętrznym sędzią i zdolnością do pełnienia roli ofiary budują określony system wartości będący schronieniem dla pasożyta. Tak uważają Toltekowie, którzy żyli tysiące lat temu w południowym Meksyku i nazywani byli „tymi, którzy wiedzą”. Toltekowie, czyli uczeni i artyści, przechowywali tajemną wiedzę i przekazywali ją z pokolenia na pokolenie, w niej zawarty został sposób na uwolnienie umysłu od pasożyta. Don Miquel Ruiz, nagual z rodu Rycerzy Orła ujawnił spuściznę Tolteków i opisał ją w książce „Cztery umowy”.

Pasożyt prowadzi tak zwany próżniaczy tryb życia – współżyje z innym organizmem, który ponosi w związku z tym szkody. Pasożyt pobiera pokarm, albo inną formę energii, nie dając niczego pożytecznego w zamian „wyrządzając w ten sposób krzywdę swemu gospodarzowi. Sędzia, Ofiara i system wartości świetnie pasują do tego opisu. Razem składają się na żyjący byt stworzony z psychicznej i emocjonalnej energii – energii, która żyje. Oczywiście nie jest to energia materialna, ale energią materialną nie są również emocje. Nasze sny również nie są materialną energią, ale wiemy, że istnieją.”1. Toltekowie uważają, że pasożyt, czyli nasz wewnętrzny system wartości oraz role ofiary i sędziego, które naprzemiennie odgrywamy, pełni kontrolę nad naszym umysłem. Ten pasożyt karmi się emocjami wynikającymi „ze strachu i służy mu dramat i cierpienie. Wolność, której poszukujemy, polega na wykorzystaniu naszego własnego umysłu i ciała, życiu
naszym własnym życiem.”

Aby odzyskać wolność, a zatem pozbyć się wewnętrznej ofiary pozostającej w związku ze swoim strażnikiem, aby pozbyć się zaaplikowanego nam przez społeczeństwo systemu wartości zbudowanego na strachu, trzeba zająć się pasożytem. Zdaniem Tolteków to jedyny sposób by wydostać się z mgły, czyli snu, iluzji samodzielnego życia i rozpocząć życie wypełnione zdrowymi, satysfakcjonującymi relacjami z najbliższymi, rodziną i znajomymi.

„Pasożyta można przyrównać do potwora z tysiącem głów. Każda głowa to jeden z naszych lęków. Jeśli chcemy być wolni, musimy zgładzić pasożyta. Jedna z możliwości, to zaatakować każdą głowę po kolei, co oznacza stawienie czoła każdemu z naszych strachów osobno, jednemu po drugim. Jest to powolny proces, ale się sprawdza. Za każdym razem, gdy stawiamy czoła jednemu z lęków, stajemy się trochę bardziej wolni. Drugie podejście, to odciąć pasożyta od pokarmu. Jeśli nie będziemy go żywić, zagłodzimy go na śmierć. Aby tego dokonać, musimy pozyskać kontrolę nad naszymi emocjami, które biorą się ze strachu.” Można to zrobić zawierając ze sobą cztery umowy, których radykalne przestrzeganie uśmierci pasożyta i rozproszy wytworzoną przez niego chorobę, albo mgłę – jak powiedzieliby Toltekowie.

Pierwsza umowa – bądź nieskazitelna/y w słowach
Za każdym razem gdy słyszymy czyjąś opinię, albo czytamy określoną teorię i zaczynamy w nią wierzyć zawieramy umowę. Jeśli jej podstawą jest strach – naszemu pasożytowi wyrasta dodatkowa głowa, jeśli miłość – jedną głowę traci. Każdy z nas dobrze wie, że jedno słowo może nie tylko zmienić nastrój ale również życie, jedno dodatkowe słowo w umowie kredytowej, jedno brakujące słowo podczas rozmowy zakochanych. Czasami jedno słowo wizjonera, polityka, przywódcy, lidera, przedziera się do świadomości zbiorowej i porywa tłumy stając się mantrą powtarzaną przez lata. Słowa mogą dodawać energii i przygniatać, można nimi podnieść człowieka lub rzucić nim o ziemię.

W oryginale treść pierwszej umowy brzmi „bądź bezgrzeszny w słowach”. Toltekowie nie należeli do żadnej religii chociaż oddawali hołd wszystkim duchowym i religijnym nauczycielom, mistrzom i guru. Bycie bezgrzesznym w słowach zmienia pojęcia grzechu i zmusza by przestać postrzegać go w kategoriach moralnych, albo religijnych ale zdroworozsądkowych. „Grzech zaczyna się w momencie odrzucenia samego siebie. Odrzucenie naszej prawdziwej natury to największy grzech, jaki popełniamy. W kategoriach religijnych odrzucenie siebie jest grzechem śmiertelnym, prowadzącym do śmierci. Bezgrzeszność – przeciwnie – prowadzi do życia. Bądź bezgrzeszny w słowach – nie używaj ich przeciwko sobie. Jeśli spotykając Cię na ulicy nazwę Cię głupcem, może się wydać, że używam słów przeciw Tobie. W rzeczywistości jednak, użyję ich przeciwko sobie, ponieważ znienawidzisz mnie za to, a Twoja nienawiść nie wyjdzie mi na dobre. Zatem jeśli rozzłoszczę się i poprzez moje słowa zatruję Cię swą emocjonalną trucizną, w istocie użyję słów przeciw samemu sobie. Jeśli kocham siebie, będę wyrażał tę miłość w relacjach z Tobą, moje słowa będą zatem bez skazy, ponieważ takie moje działanie spowoduje u Ciebie podobną reakcję. Jeśli będę Ciebie kochał, wtedy Ty będziesz kochał mnie. Jeśli będę Cię obrażał, Ty będziesz obrażał mnie. Jeśli będę wyrażał Ci swą wdzięczność, Ty będziesz wyrażał swoją. Jeśli ja będę wobec Ciebie samolubny, Ty będziesz samolubny wobec mnie. Jeśli mymi słowami rzucę na Ciebie czar, Ty także rzucisz czar na mnie.”

Toltekowie nazywają plotkę największym czarem, a wręcz „czarnoksięstwem w najczystszym wydaniu”. Plotka jest trucizną, a ze względu na swoją powszechność przestała być postrzegana w ten sposób. Już jako dzieci przywykliśmy do słuchania rozmów dorosłych, którzy komentują nie tylko nigdy nie widziane osoby z telewizora, ale również bliskich i znajomych, którzy właśnie wyszli z naszego domu, przechodniów na ulicy, ich wygląd i ubiór. Plotka zawsze łączy się z ocenianiem, w ten sposób sącząc jad do naszego organizmu – tak działa pasożyt. Jeśli nasze ciało porównalibyśmy do komputera, wtedy plotka byłaby wirusem komputerowym – ten działa w tle, nie jest widoczny, ale jego efekty są odczuwalne prawie cały czas. Wirus spowalnia komputer, uniemożliwia jego poprawne działanie, a czasami wiesza cały system. Czasami nie jest możliwe przedrzeć się przez padające wokół nas plotki, ale z pewnością jest możliwe już więcej ich nie generować. Na tym polega pierwsza umowa – to wzięcie pełnej odpowiedzialności za każde wypowiadane słowo ze świadomością, że mają one swoją energię, a zatem moc zmieniania nastroju, emocji, myśli, a w końcu całego życia.

Druga umowa – nie bierz niczego do siebie
Wypełnienie drugiej umowy staje się łatwiejsze jeśli poważnie potraktowaliśmy pierwszą i obiecaliśmy sobie jej dotrzymanie. Na początku pojawią się trudne momenty, porażki, czasami ulegniemy i wciągniemy się w plotkowanie, albo rzucimy jakieś słowa na wiatr. Wtedy, z szacunkiem do samego siebie i pilnując by nie wzbudzać poczucia winy, czyli pokarmu pasożyta – należy zacząć od nowa.

Kontynuując przykład osoby, która spotyka nas na ulicy i mówi „jesteś głupi”. Jeśli weźmiemy te słowa do siebie wydarzy się kilka rzeczy na poziomie ciała, emocji i umysłu. Być może zrobi się nam trochę cieplej, a na twarzy pojawią się wypieki. Mogą pojawić się takie emocje jak złość, irytacja, albo strach, smutek, przygnębienie. Umysł może zacząć analizować – dlaczego tak powiedział? Skąd to wiedział? Czy zrobiłem coś nie tak? Czy to widać? Umysł może również analizować tę osobę, uznać, że to ona jest głupia, zaprosić emocje i ciało do ataku, sprzeczki. Zazwyczaj bierzemy cudze słowa do siebie automatycznie, bez głębszej refleksji, chociaż wydaje się nam, że skoro analizujemy to co ktoś powiedział, dokonujemy świadomego wyboru. To właśnie mgła. Analizowanie tego czym zostaliśmy obdarowani, bez względu na to czy było to dobre, czy złe oznacza, że podarunek przyjęliśmy jako pokarm dla naszego pasożyta. W tym momencie „przenika Cię trucizna i zostajesz schwytany w piekielną pułapkę. To, co sprawia, że dajesz się w nią złapać, nazywa się przykładaniem osobistej wartości. Przykładanie osobistej wartości czy branie rzeczy do siebie to najwyższy wyraz samolubstwa, ponieważ z góry zakładamy, że wszystko dotyczy mojego ja. W okresie naszej edukacji czy udomowiania, nauczyliśmy się brać wszystko do siebie. Myślimy, że jesteśmy odpowiedzialni za wszystko. Ja, ja, zawsze ja!”

Dotrzymanie drugiej umowy chroni przed zranieniem, pomaga zachować siłę w każdej relacji, nie być podatnym na wpływ innych ludzi – co wcale nie znaczy ignorowanie bliskich lub bycie zdystansowanym. Kluczowe jest zaufanie, które przenosimy z innych na siebie, przestajemy być zależni od uznania, pochwał, kar i ocen. Nie branie niczego do siebie na początku może zdziwić otaczających nas ludzi, zwłaszcza tych, którzy lubią grać i potrzebuję czuć silne emocje, tych którzy używają siebie i innych, bo nie mają w sobie otwartości na czułość i odwagę wyrażania siebie wprost. „Jeśli ktoś nie traktuje Cię z miłością i szacunkiem to dar, jeśli od Ciebie odejdzie. Jeśli ta osoba nie odejdzie, z całą pewnością będziesz znosić długie lata cierpień przy jego czy jej boku. Odejście może przez chwilę boleć, ale Twoje serce w końcu się zagoi. Wtedy możesz wybrać to, czego naprawdę pragniesz.”

Toltekowie radzą zapisać tę umowę na kartce i przyczepić ją w widocznym miejscu. Pomaga to wyrobić nawyk pokładania zaufania w sobie. Don Miquel Ruiz przyjął następującą strategię: „Nie jest dla mnie istotne to, co o mnie myślisz, i nie biorę tego, co myślisz, do siebie. Nie biorę do siebie tego, gdy ludzie mówią: “Miguel, jesteś najlepszy”, tak samo, jak nie biorę do siebie, gdy ludzie mówią: “Miguel, jesteś najgorszy”. Wiem, że kiedy jesteś szczęśliwy, powiesz mi: “Miguel, jesteś aniołem!”, ale kiedy jesteś na mnie wściekły powiesz: “Miguel, jesteś diabłem! Jesteś ohydny. Jak możesz mówić takie rzeczy !” Tak czy inaczej, nie ma to na mnie wpływu, ponieważ wiem, czym jestem. Nie ma we mnie potrzeby bycia zaakceptowanym.”

Zachowanie drugiej umowy pozwala iść przez świat i swobodne mówić „kocham Cię” bez lęku przed odrzuceniem czy wyśmianiem, pozwala mówić „tak” i „nie” z pełną świadomością, że „nic, co robią inni ludzie, nie dzieje się z Twojego powodu.”

Trzecia umowa – nie zakładaj nic z góry

Robimy założenia praktycznie na temat wszystkiego, a później wierzymy, że owe założenia są prawdą. Bawimy się w odczytywanie intencji naszych partnerów, dzieci, rodziców, współpracowników i przełożonych. Zakładamy co myślą, czego potrzebują, czego oczekują na podstawie swoich nieaktualnych, bo przeszłych doświadczeń. „Zawsze, gdy zakładamy coś z góry, prosimy się o kłopoty.”

Psychologiczny mechanizm samospełniającego się proroctwa współgra z zakładaniem z góry. Gdy nastawimy się na określony efekt, reakcję drugiej osoby, zrobimy podświadomie wszystko, by ją wywołać. Rozzłoszczony kierowca wzbudzi złość w innych kierowcach, sfrustrowani rodzice wywołają frustrację u swoich dzieci, zaborczy kochanek obawiający się porzucenia będzie na każdym kroku szukał potwierdzenia rzekomej zdrady. Alternatywa jest bardzo prosta – zadawanie pytań. Nie zamkniętych, które mają potwierdzić nasze założenia, ale otwartych, pogłębiających nasze zrozumienie. Robimy założenie ze strachu przed zadawaniem pytań. Nauczono nas, że nagrodę dostaje ten, kto udzieli poprawnej odpowiedzi, a nie ten, kto zadaje mnóstwo pytań. Poza tym wielu z nas uwierzyło, że jeśli ktoś nas kocha powinien wiedzieć czego i kiedy potrzebujemy – a przecież miłość jest otwarta na wszystkie możliwości i nigdy niczego nie wie. Gdy uwierzyliśmy w swoje założenia gotowi jesteśmy ich bronić nawet jeśli ceną miałoby być utracenie związku.

„Jeśli inni o czymś nam mówią – my na tej podstawie snujemy przypuszczenia, a jeśli nam nie mówią, tez snujemy przypuszczenia, by zaspokoić naszą potrzebę informacji i zastąpić w ten sposób potrzebę porozumiewania się. Nawet gdy słyszymy coś, czego nie rozumiemy, wysnuwamy
przypuszczenia co do znaczenia tego, co usłyszeliśmy, a następnie wierzymy w nie.”

A teraz na jedną minutę odłóż ten tekst, zamknij oczy i wyobraź sobie dzień, w którym nie zakładasz niczego z góry w odniesieniu do najbliższej ci osoby, a w końcu do wszystkich będących obok. Twój sposób komunikowania się, rozmawiania, pozostawania w relacji ulegnie rewolucyjnej zmianie, pojawi się przestrzeń i spokój. Wyobraź sobie tę wolność.

„Upewnij się, ze porozumiewasz się jasno. Jeśli nie rozumiesz – pytaj. Miej odwagę zadawać pytania, dopóki nie uzyskasz pełnej jasności, a nawet wtedy nie zakładaj, że wiesz już wszystko, co można wiedzieć o danej sytuacji. Kiedy usłyszysz odpowiedź, nie będziesz musiał nic przypuszczać, bo poznasz prawdę.”

Czwarta umowa – zawsze rób wszystko najlepiej jak potrafisz
Pewien człowiek, który żył w ciągłym bólu fizycznym i emocjonalnym, poszukiwał uzdrowienia. W końcu dotarł do mistrz i zapytał go po jakim czasie przestanie cierpieć jeśli będzie medytował przez cztery godziny dziennie. Mistrz odpowiedział, że w takiej sytuacji pewnie za jakieś dziesięć lat. Człowiek pomyślał, że mógłby się bardziej przyłożyć i zapytał po jakim czasie przestanie cierpieć jeśli będzie medytował osiem godzin dziennie. Mistrz powiedział, że za dwadzieścia lat. Wzburzyło to cierpiącego człowieka i zapytał o wyjaśnienie. Mistrz powiedział „Nie jesteś tutaj po to, by poświęcić Twą radość i życie. Jesteś tutaj, by żyć, być szczęśliwym i by kochać. Jeśli możesz dać z siebie wszystko podczas dwóch godzin medytacji, ale zamiast tego spędzisz na niej osiem, tylko się zmęczysz, nie dojdziesz do sedna rzeczy i nie będziesz cieszył się swoim życiem. Zrób to najlepiej, jak potrafisz, a być może nauczysz się, że bez względu na to, ile czasu medytujesz, potrafisz żyć, kochać i być szczęśliwym.”

Robienie wszystkiego najlepiej jak potrafimy wprowadza do życia intensywność, zwiększa wydajność, a to przekłada się na czułość w stosunku do siebie i bliskich. Takie działanie uszczęśliwia – świadomość, że nie mamy sobie nic do zarzucenia. Ale robienie wszystkiego jak najlepiej nie oznacza uprawiania sportów wyczynowych podczas mycia naczyń, pracowania czy rozmowy z drugą osobą – za każdym razem należy uwzględniać swoje okoliczności. Gdy wstajemy wypoczęci i pełni sił mamy w sobie większy potencjał niż po całym dniu pracy i trudnej rozmowie, wtedy tę samą czynność wykonamy inaczej. Czwarta umowa oznacza, że nasze „najlepiej” dotyczy tu i teraz. Wtedy robienie wszystkiego najlepiej jak potrafię staje się rytuałem – do każdego zadania, spotkania, rozmowy można podejść po zawarciu tej umowy. „Branie prysznica to dla mnie rytuał i podejmując to działanie, mówię mojemu ciału, jak bardzo je kocham. Czuję, jak woda spływa po nim i czerpię z tego przyjemność. Staram się jak najlepiej zaspokajać jego potrzeby. Robię co w mojej mocy, by obdarowywać moje ciało i aby otrzymywać to,co ono ofiarowuje mnie.”

Bez względu na okoliczność zawsze możemy robić wszystko najlepiej jak potrafimy – po prostu stopień zaangażowania będzie różny zależnie od dnia, nastroju, sił, otaczających nas ludzi. Nie chodzi zatem o wypełnienie narzuconej przez samych siebie lub społeczeństwo normy, ale wewnętrzne przekonanie, że kończę dane zadanie z poczuciem, że wykorzystałem cały swój potencjał. Poza tym czwarta umowa jest ogromną pomocą przy realizacji pierwszych trzech.

Teraz
Toltekowie uważają, że nie istnieje realny powód by cierpieć. Po kilku dniach, tygodniach życia zgodnie z czterema umowami najpewniej pojawi się moment buntu, w którym powiemy sobie: koniec! Nie chcę cierpieć i jestem najbardziej kompetentną osobą by sobie pomóc, by rozproszyć mgłę, o której mówią Toltekowie i obudzić się. „Jeśli żyjesz w śnie, który minął, nie cieszysz się tym co właśnie się wydarza, ponieważ zawsze pragniesz, by było inaczej niż jest. Nie ma czasu na przeoczenie kogokolwiek i czegokolwiek, bo jesteś żywy. Brak radości z tego, co dzieje się właśnie teraz, to życie przeszłością i bycie tylko w połowie żywym. Prowadzi to do użalania się nad sobą, cierpienia i łez.”

Z kolei cztery umowy prowadzą do przemiany, nauczenia naszego umysłu, ciała i emocji zaradności, co w konsekwencji prowadzi do zagłodzenia pasożyta, który wpuścił do organizmu ofiarę, sędziego i zapożyczony system wartości. Daj sobie chwilę czasu i zawrzyj ze sobą cztery umowy, potraktuj to jako eksperyment na najbliższe trzydzieści dni – mgła zacznie się rozpuszczać.

Wszystkie cytaty pochodzą z książki „Cztery umowy” – Don Miquel Ruiz.

Artykuł pojawił się w „Magazynie Coaching Extra” nr 4/2016.