Zawołałeś, a ja z pomocą sprzymierzeńców usłyszałam. I to jest bardzo mocny, bardzo piękny dowód tego, że miłość jest wokół mnie i że chce dla mnie dostępu do siebie.
Robercie, otwierasz drzwi do miłości. I robisz to subtelnie, ale zdecydowanie, czysto i w prawdzie. W szacunku i przestrzeni, jaką dajesz każdemu zawołanemu.
Miłość. Zanim zdecydowałam się wysłać do Ciebie zgłoszenie, potrzebowałam sprawdzić, dotknąć prawdy o swojej potrzebie i o tym, dlaczego nie umiem Cię zignorować. Usłyszałam wtedy o Tobie, że jesteś chodzącą miłością – i nie pojęłam tego za pomocą znanych mi definicji. Zrazu dopadły mnie wszystkie ułomne słowa kaleczące miłość.
Więc po pierwsze: dziękuję za prawdę, za jej światło dla miłości, bo teraz wiem. I jednocześnie, na szczęście dla siebie i dla świata, nie wiem tak wiele.
A po drugie dziękuję za odzyskanie utraconego, które niekoniecznie dawało się rozpoznać jako utracone. A ta żałoba za częścią siebie, której obecność czuje na tyle duża część człowieka, żeby pozostać w zamartwicy siebie, i na tyle mała jego część, żeby pozostawić rzeczy wciąż z daleka od życia, ta żałoba jest podstępnym cieniem, nic nie ważącym, nie zauważanym, a jednak otwierającym przesmyki ciemności.
Chcę powiedzieć, że uwierzyłeś we mnie i dałeś zaczerpnąć miłości, z pomocą której stanęłam w pełni. W pełni siebie, w pełni mojej mocy i w pełni miłości, którą czuję, którą mam bezwstydną odwagę wysłać w świat, którą mam bez-kurtuazyjną ochotę przyjmować, którą widzę wszędzie. Wszędzie.
Za otwarcie oczu, serca, ciała do (jeszcze nieśmiałego) tańca – pięknie, pięknie Ci dziękuję! Za stworzenie przestrzeni i opiekę nad nią – dziękuję! Za ciągłe towarzyszenie, kroczenie obok, uważność, delikatność i dyscyplinę skrojoną na moje potrzeby – dziękuję!
Czymże jest ten kurs?
Podróżą przez oceany – czasem szarpane sztormami – do najważniejszej rzeczy pod słońcem!
Podróżą z bardzo dobrym kapitanem i sternikiem, biegłym w nawigacji i omijaniu raf, serdecznym dla załogi, zachwycającym i łatwo wpadającym w zachwyt.
Fakt, że posłuchałam tego nieracjonalnego we mnie odzewu na Twoje wołanie to dla mnie nie tylko koło ratunkowe, ponieważ podczas kursu okazało się być jeszcze zaproszeniem do wyprawy po skarb.
Mam go! Mam skarb!
Kocham Cię, Przewodniku żywiołowy, Biały Szamanie
Ps. To jeszcze bardziej racjonalnych słów użyję, na wszelki wypadek:
Jeśli należysz do świata „szkiełka i oka”, jak i ja należę/należałam, to „Kurs podstaw szamanizmu” może wzbudzić w Tobie uśmieszek. I w porządku.
Jeśli jednak część Ciebie gada do Ciebie, że to nie wyczerpuje definicji świata, że jest coś jeszcze, a Ty odczuwasz tęsknotę za miłością i dostępem do niej, zaryzykuj!
Co Ci szkodzi?
Powiem Ci, co ja dostałam: kurs (rejs, jeśli wolisz) poprowadzi Cię z miejsca, w którym jesteś teraz, do miejsca, które Cię woła, bo do niego przynależysz. I ten kurs jest objęty opieką i ochroną odpowiedzialnego, szczerego, autentycznego człowieka, który żyje miłością i prawdą, któryjest godny zaufania i który jest ogromnie zaangażowany w kazdego uczestnika przez czas trwania kursu: to Robert Rient. Doświadczyłam i wychodzę z tego doświadczenia z wieloma darami dla siebie, z wieloma odpowiedziami, z narzędziami na dalszą drogę. Wychodzę odbudowana i w bardzo dobrej jakości. Polecam bardzo!
Joanna Stoklasek-Michalak