Z najnowszej analizy przeprowadzonej przez naukowców Polskiej Akademii Nauk wynika, że za życia obecnych 40-latków wyginą drzewa, które zajmują około 75% powierzchni polskich lasów.

Dojrzałe brzozy potrafią przenosić węgiel do młodych drzewek, którym brakuje światła słonecznego i dzięki temu mogą rosnąć w cieniu innych drzew. Prof. Suzanne Simard z University of British Columbia zaobserwowała, że wiele sadzonek nie mogłoby przetrwać, gdyby nie podziemne wsparcie („Plants Talk to Each Other Using an Internet of Fungus” BBC Earth). Drzewa rosnące w lesie komunikują się, wykorzystując wiatr roznoszący ich nasiona i zapach, ale również za pomocą mikoryzy, przypominającej Internet podziemnej sieci złożonej z cienkich nici grzyba. Grzyby otrzymują związki organiczne wytwarzane przez drzewa w procesie fotosyntezy i dzielą się z roślinami związkami mineralnymi, głównie fosforowymi i azotowymi oraz mikroelementami, takimi jak cynk i miedź. Jesteśmy dopiero na początku rozpoznawania złożonych umiejętności komunikacyjnych drzew. Wiemy, że produkują tlen, nawilżają, ułatwiają retencję wody, obniżają temperaturę, oczyszczają powietrze i stwarzają przestrzenie niezawierające chorobotwórczych bakterii i wirusów. Strefa taka otacza np. sosnę, która przypomina skomplikowaną fabrykę biochemiczną wytwarzającą silne aerozole bakteriobójcze. Peter Wohlleben swoją książkę Sekretne życie drzew rozpoczyna opisem kilkusetletniego pniaka buka wyglądającego jak omszały, twardy głaz. „Otaczające go buki pompowały weń roztwór cukrów, by zachować go przy życiu” – napisał Wohlleben, zauważając, że nie zna innej istoty, która wytrzymałaby trwającą wieki głodówkę. Dzięki splątanym korzeniom i grzybowej sieci drzewa nie tylko wymieniają informacje i podsłuchują – ostrzegają również swoje rodzeństwo przed niebezpieczeństwem.

Sosna, świerk, modrzew i brzoza

4 września PAP opublikowała prognozy naukowców z Polskiej Akademii Nauk, z których wynika, że przetrwanie sosny zwyczajnej, świerka pospolitego, modrzewia europejskiego oraz brzozy brodawkowatej jest zagrożone. „To szokujące dane, gdy weźmie się pod uwagę to, że sosna stanowi 58,5 proc., brzoza 7,5 proc., a świerk 6,4 proc. powierzchni lasów w Polsce” – napisali prof. Jerzy Duszyński (prezes PAN), prof. Romuald Zabielski (wiceprezes PAN), prof. Andrzej Grzywacz, prof. Andrzej M. Jagodziński (dyrektor Instytutu Dendrologii PAN), dr Paweł Kojs (dyrektor PAN Ogród Botaniczny – Centrum Bioróżnorodności) i prof. Krzysztof Kujawa (wicedyrektor Instytutu Środowiska Rolniczego i Leśnego PAN).

Analiza badaczy sugeruje, że za kilkanaście, kilkadziesiąt lat mogą zniknąć drzewa zajmujące około 75% powierzchni polskich lasów. Komunikat ten nie oznacza, że zniknie powierzchnia 3/4 lasów. Prognozy mówią o tym, że umrą określone gatunki, a w ich miejsce prawdopodobnie będą rosły inne, dominujące drzewa, takie jak dęby, buki, lipy i klony. Należy jednak podkreślić, że są to wyłącznie prognozy. Wraz z utratą sosny, świerka, modrzewia i brzozy „nastąpi zagłada setek gatunków grzybów oraz zwierząt. Istotnie zmieni się nasza przyroda. To zatrważający, ale wysoce prawdopodobny scenariusz”.

Przyczyną tego zjawiska jest rosnąca ilość gazów cieplarnianych, które wypuszczamy do atmosfery i przegrzewanie się powierzchni zanieczyszczonej planety odpowiedzialne za trwający kryzys ekologiczny. Prowadzi to do susz, pustynnienia, mniejszej ilości opadów jako takich przy częstszych opadach intensywnych, których ziemia nie jest w stanie zatrzymać. Drzewa do przeżycia potrzebują tzw. optimum klimatycznego. A to w wyniku antropocentrycznych i gwałtownych zmian klimatu jest zagrożone. Innymi słowy drzewa – tak jak i szereg innych gatunków roślin oraz zwierząt – nie mają szans by zaadaptować się do nowych, niesprzyjających im warunków. Ponosimy za to odpowiedzialność i możemy ją wyrazić przynajmniej w sposobie narracji na temat trwającego wymierania. Drzewa nie „ustępują”, „wypadają”, „zanikają” czy „znikają” – jak donoszą niektóre media. Zabijamy je.

Konsekwencje moralne

Lesistość w Polsce rośnie od czasów zakończenia drugiej wojny światowej i obecnie wynosi prawie 30% powierzchni kraju. Lasy Państwowe informują, że dokonują rocznie około 500 mln nowych nasadzeń. Naukowcy przeanalizowali je i zauważyli, że są to przede wszystkim odnowienia, czyli drzewa sadzone w miejsce ściętych. „Kiedy wycinamy duże drzewa i wywozimy je z lasu, a na ich miejsce sadzimy młode drzewka, w sumie w lesie ubywa drewna magazynującego dwutlenek węgla” – informują naukowcy i sugerują zalesienie 2 mln hektarów gruntów, w tym terenów górskich i zlewni największych rzek. Szkółka leśna różni się od dzikiego lasu tym, czym różni się pobyt w więzieniu od wyjazdu na wymarzone wakacje. Poza tym „jeden duży buk produkuje tyle tlenu, co mniej więcej 1700 10-letnich, małych buków” – wyjaśnił w rozmowie z PAP dr Dominik Drzazga z Katedry Zarządzania Miastem i Regionem na Wydziale Zarządzania Uniwersytetu Łódzkiego.

W kontekście trwającego kryzysu ekologicznego istotne jest również zastanowienie się nad sposobem traktowania lasu (nie tylko) przez Lasy Państwowe. Drzewa tam są hodowane i postrzegane jako deski. Tymczasem mamy do czynienia z żywymi, niepoznanymi istotami, zdolnymi nie tylko do wzrostu, cierpienia, troszczenia się o swoich krewnych, dbania o wzrost młodych i dokarmianie starych, niepełnosprawnych drzew, ale również rozmawiania ze sobą. W tym kontekście hodowanie drzew jest aktem niemoralnym, przypominającym praktyki kolonizacyjne i niewolnicze.

Tekst opublikowany na stronie Przekrój.pl