Strawberry Month, Vasil Woodland

Dawanie z potrzeby dzielenia się, nie zawiera w sobie oczekiwania zwrotu, otrzymania czegokolwiek. Dobro domaga się dzielenia. Zarazem bezinteresowne dawanie nie istnieje bez otrzymywania. Gdy dobro zdecyduje się dzielić i będzie skupione na tym by życie – każde życie – miało się jak najlepiej, zostaje otwarta specjalna przestrzeń. Do osoby dającej wraca więcej niż otrzymała. To niezwykły prezent i zawsze zaskakujący, bo przestrzeń otwiera się dla dających bezinteresownie, a zatem tych, którzy na prezent nie liczyli.

Pełnia to czas rytuału, rozświetlonej ciemności, gotowości do stawania w świetle. Zawsze będą ci, których można uznać za zdolniejszych, mądrzejszych, szybszych, sprawniejszych. Jeśli powstrzymują mnie przed dzieleniem się dobrem, gram w niszczącą grę. Jestem tu, tak samo jak ty, ponieważ mamy określone, unikatowe wartości, którymi można się dzielić. Mamy wspólne przodkinie i przodków, ludzi, orły, minerały, oceany, wiatr. I mamy wspólne potomkinie, potomków, tych wszystkich, którzy przyjdą po nas. Tak jak w podróżach szamańskich wracam do mądrości tych przed nami, tak oni, będą wracać do swoich przodkiń i przodków, czyli do mnie, do ciebie, do nas. Jaką pieśń zostawiam dla nich właśnie teraz?

Czas pełni, czas rytuału dawania, dzielenia się, troski o każde życie, bo każde życie ma swoją wartość. Życie czarne, czerwone, włochate, ukorzenione, to z płetwami, to latające i to, które jest ogniem, wodą, powietrzem i ziemią. Mój stosunek do siebie, do wszystkich żyjących istot, do życia – łączy się z głosami innych określających życie i jego jakość. Piszemy razem tę historię. To, właśnie to miejsce jest wyborem. Ziemia. Czas przejścia, czas zmiany trwa. Gdy kolejne fale niepokoju, protestu, czy walki porywają zbiorowość i umysły, sprawdzam jaką pieśń wznoszę. Czym dzielę się, tak naprawdę, czym dzielę się z innymi? Z jakiego miejsca daję i kiedy daję?

Dawni mówią, że najpierw trzeba wyśnić swój sen, a później w nim żyć. To jaki sen śnię, określa to, co nadchodzi jutro. Jeśli niosą mnie sny innych, głośne, medialne opowieści, czy mam siłę, by czuć ziemię, stać na niej, marzyć i wznieść własną pieśń w intencji wszystkich żywych istot? Bo warto, warto wznieść tę pieśń, wyłącznie dla samej rozkoszy bycia. Zwłaszcza w pełnię. Dawni uczą, że ci, którzy zatracą się w pieśni, w dzieleniu się, trosce, zostaną zaskoczeni darami.

Ps. Post dedykowany wyjątkowemu plemieniu, z którym mam przywilej obecnie pracować.