Vasil Woodland, Legend

Starszy, biały, heteroseksualny mężczyzna podchodzący z Polski, wsadził ręce w majtki mojej siostry. Czy miała prawo krzyknąć: wypierdalaj!

Gdy rodzenie dzieci, fundamentalny akt, dzięki któremu jesteśmy tu wszyscy, staje się przedmiotem decyzji białych, heteroseksualnych mężczyzn i białych, heteroseksualnych kobiet, podtrzymujących ten sam, opresyjny system, wtedy naturalna, dzika kobiecość, mówi: nie. Albo używa języka pełnego gniewu, wściekłości, wulgarności, gdy mimo odmowy, granice zostały przekroczone. Sygnał jest niezwykle wyraźny, od lat. Władza, które nie potrafi odczytać tego sygnału musi upaść.

Deklaracje bogatych, uprzywilejowanych ekonomicznie, duchowo i emocjonalnie kobiet (zazwyczaj heteroseksualnych), o tym, że urodziłyby bez względu na wszystko, mogą mieć różne motywacje. Na przykład autentyczną potrzebę podzielenia się niezwykle prywatną i intymną sprawą. Mogą też być zawoalowaną formą odcięcia się od strajku kobiet, a zarazem kobiet. Mogą być sposobem dyscyplinowania kobiet, które podejmują inną decyzję – bez względu na to w jakiej są sytuacji. Najpewniej tym, które martwią się o to czym nakarmić swoje dzieci, jak zadbać o ich bezpieczeństwo i dobry start w życie, a same od lat nie były na urlopie, trudniej jest podjąć decyzję o urodzeniu. Zazwyczaj również nie mają medialnej platformy, z której korzystają uprzywilejowane kobiety. Jednak z medialnych platform – chociaż to głównie kobiety są na ulicach – korzystają w ogromnej przewadze mężczyźni. Ich głos, również w sprawie kobiet, od dekad jest głośniejszy.

Dlaczego podkreśliłem orientację heteroseksualną? Bo dla mnie kobiety przede wszystkim są siostrami. Nie mam na myśli, że kochanka, żona, partnerka to mniej istotna lub bardziej istotna rola (słowo rola wskazuje tylko na kontekst ogromu doświadczeń, niemożliwych do opisania). Gdy kobiety są przede wszystkim twoimi siostrami – tak jak dla wielu osób nieheteroseksualnych – to towarzyszysz od lat im i ich opowieściom. I w Polsce od lat jesteśmy solidarne, towarzyszmy sobie na marszach równości i gdy ktoś napada na fundamentalne prawa kobiet.

W rytuale pełni, składam hołd moim siostrom, przodkiniom i wiedźmom, które spalono na stosie. I tym kobietom, które straciły życie, bo zostały nazwane czarownicami. Wyśmiewanym, poniżanym, gwałconym i mordowanym, bo oskarżano je o konszachty z diabłem, gdyż miały odwagę żyć samodzielnie, samotnie, na uboczu. Albo zabierały głos sprzeczny z obwiązującym, męskim głosem. Wyśmiewanym, poniżanym, gwałconym i mordowanym, bo były kobietami. Tym które wybrały towarzystwo zwierząt i mądrość roślin. Tym, które nie chciały mieć dzieci, tym, które nie mogły, i tym, które miały dzieci. Kobietom, które odmawiały posłuszeństwa ślepej, męskiej sile. Wszystkim uznanym za niepełnoprawne, gdyż kochały kobiety, a przez to znalazły się na celowniku. Składam hołd moim siostrom, które teraz tu są i walczą o swoje prawa, mojej mamie, i każdej mamie – ludzkiej, zwierzęcej – oraz pierwszej i największej, mamie Ziemi.

Sprawa jest prosta, granice woli i ciała są nieprzekraczalne, gdy ktoś mówi: nie. Jeśli ktokolwiek przekracza te granice, to nadużywa, albo gwałci – fizycznie, mentalnie, emocjonalnie lub w inny sposób.

Mężczyźni przyzwyczajeni i wyedukowani by decydować i brać, bez pytania o zgodą, mogą mieć trudność z wsłuchaniem się w głos kobiet. Bo gdy te zaczynają mówić o naprawdę intymnej sprawie jaką jest macica, niektórzy mężczyźni przestają słuchać. To ci mężczyźni (i my wszyscy) jesteśmy potomkami kolonizatorów i ludobójców takich jak Krzysztof Kolumb czy Tomás de Torquemada oraz inni wysłannicy lub ojcowie kościoła rzymskokatolickiego.

Podczas ostatnich dni, dni rewolucji, staram się czujnie orientować czy na pewno zmierzam w dobrym kierunku, wracam do rozpoznawania jak jestem i po co tutaj jestem – to również oznacza słuchanie energii, wzniesionej przez gniew kobiet. Gdybym nie słuchał moich sióstr, zwłaszcza dzisiaj, okazywałbym im lekceważenie.