Proszę wyobrazić sobie człowieka, który całuje jezioro. Miejsce spotkania jest wyraźnie określone i ograniczone, to usta i tafla wody. I cóż człowiekowi z takiego spotkania? Może tylko usta pozostały mokre, a może pocałunek wydarzył się naprawdę i przez ciało człowieka przeszedł dreszcz, dreszcz spotkania z żywą istotą. Co wydarzyło się dla jeziora? Nie wiemy, może się nam wydawać i możemy snuć opowieść obserwując jak fale rozchodzą się tworząc coraz szersze i mniej wyraźne kręgi wokół miejsca pocałunku. Można również zapytać jeziora, odpowiedź usłyszą ci, którzy pytają naprawdę i czekają na odpowiedź od jeziora, a nie tę płynącą z głowy. W tej opowieści człowiek jest metaforą umysłu, a jezioro jest metaforą ducha. Zazwyczaj umysł i duch pozostają obok siebie, czasami jednak udaje im się spotkać, pocałować. Czytając felieton dr Ryszarda Kulika* o podstawowym narzędziu mojej pracy szamańskiej, jakim jest Pierwsza Umowa, miałem wrażenie, że spotykam się z człowiekiem, który z dobrze już znanego domu patrzy w stronę jeziora, i mówi za jezioro, nie decydując się na ten szalony pomysł, by jezioro pocałować (czy trzeba pytać o zgodę jeziora przed złożeniem pocałunku?).
Rozpoznaj nie podążaj
Pierwsza Umowa brzmi „jestem i będę (z) tym co żywe i zdrowe oraz służące temu co żywe i zdrowe”. Próba opisania narzędzia szamańskiego językiem psychologii czy filozofii nie może być pełna. Przypomina spotkanie jeziora w umyśle. To może być cenne ale nie jest spotkaniem z jeziorem, ale wyobrażeniem jeziora. Trochę jak pisanie o zakochaniu, które różni się od bycia osobą zakochaną.
Postrzegam człowieka jako połączenie umysłu, ciała, emocji i ducha – pominięcie jednej z tych części lub skupienie się tylko na trzech pierwszych uniemożliwia pracę szamańską. A zatem narzędzie do pracy szamańskiej służy spotkaniu z duchem (swoim) i na przykład prastarym, opiekuńczym duchem szamana, który trzyma przestrzeń dla swojego plemienia. By wyruszyć na spotkanie z duchem, a przy okazji nie opuszczać siebie jako człowieka, trzeba dotrzymać Pierwszej Umowy. Tym właśnie jest narzędzie szamańskie – określoną ramą spotkania w duchu. To wielkie wyzwanie rozpoznawania: Pierwsza Umowa jest drogowskazem, a nie raz rozpoznaną ścieżką. Na początku więc niezbędna jest decyzja zawarcia Pierwszej Umowy w duchu, następnie możliwa jest praktyka rozpoznawanie czym jest żywe i zdrowe, gdyż to ewoluuje, tak jak my i nasza planeta.
Dr Kulik pyta „czym zatem jest życie i zdrowie” i udziela odpowiedzi – jednak nie w swoim imieniu, a imieniu życia. Praca z Pierwszą Umową wyklucza tę drogę, pozostawiając wolność każdej osobie w rozpoznawaniu czym jest życie, a przede wszystkim czym jest zdrowie. To co dla mnie zdrowe nie musi być zdrowe dla drugiej osoby, i odwrotnie. Jeśli uznamy, że nasza planeta jest żywa, okaże się, że tego co zdrowe jest mniej. Podobnie z człowiekiem – można pozostać żywym i będzie to znacznie pojemniejsze od bycia z tym co zdrowe. A zatem najpierw potrzebuję rozpoznać to co żywe we mnie, następnie wybrać z tego to co bezdyskusyjnie zdrowe. Może doznanie, określone miejsce w ciele, może myśl, a może uczucie, lub poczucie sensu, który przynosi duch (lęk jest żywy, jednak nie zawsze jest zdrowy. Wstyd bywa żywy, jednak prawie nigdy nie jest zdrowy). Rozpoznawanie Pierwszej Umowy oznacza samodzielność.
Inne, potężne narzędzie i zaklęcie do pracy szamańskiej brzmi: „rozpoznaj nie podążaj”. Zachęcam nowe osoby wchodzące na szamańską ścieżkę, by z niego skorzystały. To początek nauki poruszania się przez świat ducha. Dopóki podążam za myślą, emocją, wiedzą, przekonaniami – podążam za człowiekiem. Podążanie za duchem to wyruszenie w nieznany, gęsto zamieszkany świat, niekiedy zaciemniony. By spotkać się z opiekuńczym, a nie jakimkolwiek duchem, trzeba dotrzymać Pierwszej Umowy, rozpoznając, że nie odbiera ona wolności, ale również nie zaprasza do wypierania tego co trudne.
Dyscyplina i miłość
„Nie ma życia bez śmierci, a śmierci – bez życia. Zdrowie i choroba nieustanie przeplatają się ze sobą” – napisał dr Kulik. Patrząc powierzchownie, z poziomu ogółu, tak właśnie jest. Znam jednak wyraźnie życie bez śmierci i zdrowie, które nie przeplata się nieustannie z chorobą. Myśl lubi zacierać granice, które zna duch. Z perspektywy ducha i w świecie ducha to bardzo niebezpieczne: nie umieć rozpoznać (i wybrać) tego co wyłącznie żywe i zdrowe (w myśli, ciele, emocji i duchu), zwłaszcza w pracy polegającej na towarzyszeniu osobom cierpiącym. Rozpoznanie Pierwszej Umowy przypomina rozpoznanie sterylnego narzędzia chirurgicznego, na przykład skalpela. Albo określonych ram spotkania terapeutycznego wynoszącego 50 minut. Jest zatem coś wyraźnie określone i radykalne. To dyscyplina czterech kroków (tak jak cztery są strony świata). Pierwsze jest żywe. Z tego należy rozpoznać zdrowe. Trzecim jest służące życiu. Czwarte służy zdrowiu. A zatem wycinka lasów czy przyzwolenie na ich dzikie życie (i co z moim drewnianym biurkiem)? Zapraszanie jakiegokolwiek ducha czy określonego ducha? Traktowanie rzeki jako drogi czy jako osoby. Traktowanie miłości jako uczucia czy jako działania. A może inne drogi lub połączenie dróg?
Innymi słowy: nie jest możliwe wyruszenie w pewne podróże szamańskie bez dotrzymania Pierwszej Umowy, gdyż jest to niebezpieczne. Podobnie niebezpieczne wydaje mi się wypieranie emocji, racjonalizowanie przeżyć, ucieczka przed trudnościami takimi jak choroba i nieuchronność śmierci. Spełniona podróż szamańska potrzebuje określonej intencji. Można wyruszyć do świata ducha z intencją: zrozumieć chorobę. Można wyruszyć z intencją: odzyskać zdrowie. W świecie ludzkich podań i filozofii pierwsza intencja może przynieść cenne odkrycia, natomiast w świecie szamańskiej praktyki może przynieść dodatkowe choroby (umożliwią zrozumienie jednak udręczą). Dlatego wyruszając na spotkanie z duchem korzystniejsza jest precyzyjnie określona intencja, taka która ma w siebie wpisane zdrowie. Pierwsza Umowa jest precyzyjna i nieskończona, zaczyna się przecież w tym co żywe. Mieści w sobie dyscyplinę i miłość, złączone. Ta pierwsza trzyma przestrzeń dla tej drugiej. A zatem nie wszystko wolno na szamańskiej ścieżce, nawet jeśli życiu wszystko wolno.
Odzyskiwanie utraconej części siebie
Zazwyczaj raz w roku prowadzę warsztat odzyskiwania utraconej części siebie, to głęboka praca dla osób, które doświadczyły traumy, nadużyć albo nie było dla nich miejsca, gdy przyszły na świat, dorastały. Straciły część siebie, moc, sens. Albo doświadczyły oddzielenia od siebie na przykład podczas gwałtu (psychologia powiedziałaby dysocjacji). Praca szamańska i towarzyszenie takim osobom nie polega na odwracaniu wzroku i pustych afirmacjach o zdrowiu. Tak jak filozofia ma swoje narzędzia poznawcze, chirurgia swoje procedury prowadzenia operacji, tak szamanizm ma określane ramy, narzędzia i umowy, których trzeba dotrzymać, by dotrzeć do uzdrawiającej mocy. Podczas takiego warsztatu zdarza się, że ktoś mówi tak jak dr Kulik: ale co z chorobą, przemijaniem? Przecież taniec życia i śmierci trwa. Jeśli pozostanę tylko z żywym i zdrowym czy nie odwrócę się od wszystkich aspektów życia? Nieustannie wtedy zachęcam: „wstań w duchu”. To zaklęcie i zadanie. Możesz podnieść się na duchu, ale Twoim celem jest wstać w duchu. Twoje ciało może podczas tego leżeć, trząść się, albo wymiotować. Możesz płakać i rozpaczać, wszystko Ci wolno czuć i wyrażać, jednak w duchu wstań. Jak to zrobić? Na początku, chociaż na chwilę (a może pierwszy raz w życiu) przestań tańczyć ze śmiercią i opowieściami o niej. Pierwszym (!) krokiem jest rozpoznanie, że masz dostęp do tego co wyłącznie żywe i zdrowe. Choroba pewnie przyjdzie, śmierć również, jeśli jednak chcesz je wnieść do szamańskiego kręgu nie rozpoznajesz na czym polega ta praca. Wielkie to wyzwanie: nie oszukiwać siebie, nie wypierać i wstać w duchu. Trzeba uczciwie zmierzyć się z tym co przyniosła trauma, z nawykami, spętaniem (które psychologia nazywa uzależnieniem), z koniecznością rozprawienia się z szeregiem myśli podarowanych przez agentów i agentki socjalizacji. Również tych, które łączą zdrowe z chorym, nie rozpoznając podstępu pozostawania w gnuśności. Gdyż to nie ruch jest wyznacznikiem życia, można pozostawać w ruchu i być pozbawionym życia. Można pozostawać bez ruchu i być pełnym życia, i mieć w sobie ducha, tak jak kamień. W opozycji do życia nie stoi śmierć, a gnuśność.
W procesie odzyskiwania utraconej części siebie pracuję z zadaniem i zaklęciem: „przyjmę tylko miłość”. W niektórych umysłach budzi opór, zwłaszcza jeśli te przyzwyczaiły się do przyjmowania trucizny lub nie potrafią rozpoznać czym jest miłość. Trzeba więc wyruszyć w kilkugodzinną, samotną w ludzkim świecie wyprawę, by „przyjąć tylko miłość”. Celem nie jest zabrania zadania na resztę życia, ale rozpoznanie momentu (ponownie na czterech poziomach: w umyśle, ciele, emocjach i duchu), w których przyjmuję tylko miłość, albo nie robię nic. Dopóki zadanie pozostaje umysłową podróżą albo logicznym wyzwaniem, nie wydarza się coś istotnego. Realizacja zadania przypomina raczej wskoczenie do jaja, które wysiadują kochające, troskliwe, ciepłe i pierzaste brzuchy. Jednak można poprzestać na umyśle, odrzucić zadanie, skoro poza miłością w ludzkim świecie jest tyle różnych doznań. I zamiast na miłości skupić się właśnie na nich, nie rozpoznając ukrytego motywu odrzucenia zadania a tym samym Pierwszej Umowy: wspierania status quo ludzkiej kondycji. I wspierania kryzysu wyobraźni tych z nas, którzy zamiast tworzyć zaczęli przetwarzać i akceptować dewastację dzikiej natury. Albo upatrywać ratunku dla dzikiej natury wyłącznie w ludzkich umysłach.
Zdrowe czasami nie zna chorego
Dr Kulik pyta „co by się stało, gdyby jakieś komórki umówiły się, że nie umrą i będą ciągle żywe i zdrowe?” I słusznie odpowiada, że taki proces może się skończyć nowotworem. Meduza Turritopsis nutricula będąc dojrzałym osobnikiem może cofnąć się w rozwoju do formy polipa, swojej formy pierwotnej, a później znowu rozwinąć się w dorosłego osobnika. Tym samym potrafi odradzać się w nieskończoność. „Wspieranie życia bez dostrzegania obrazu całości bywa niebezpieczne, bo tak naprawdę jest przeciwko Życiu” – napisał dr Kulik. Zgadzam się. Nie jest jednak możliwe opisanie całości, opowiedzenia o niej językiem filozofii, ekologii, psychologii czy szamanizmu. Bo przecież w obrazie całości jest zarówno nowotwór jak i meduza Turritopsis nutricula. Jest ludzka opowieść, której wydaje się, że zajmuje najwięcej miejsca. Jest język ducha jeziora, możliwy do usłyszenia przez tych, którzy rozpoznali, że słuchać to znaczy nie pytać i nie mówić. Jest przekaz od rzeki, starej uzdrowicielki, którą plemię Odry ukochało jak siostrę. Jest wiatr, woda i kości ziemi, zwane kamieniami. Gdy butny człowiek we mnie dochodzi do wniosku, że wie, duch przychodzi mi z zaklęciem: „nie cały dom musi być moim domem by kochać”. W tym przekazie dom nie jest metaforą ciała, ale planety, domu, pokoju. Istnieje szereg narzędzi czy też umów służących ludzkiemu i pozaludzkiemu światu. Nie muszę podważać tych narzędzi głębokiej ekologii, psychologii czy filozofii, których nie używam albo nie rozpoznałem, by pozostać w pełnej mocy przy swoich. Gdyż duch powiedział również: „moja moc tylko moja – moja miłość dla wszystkich”.
Istnieje wszak mroczna odsłona praktyk duchowych, pełna nadużyć, neoszamańskiej nowomowy, ściemy. To puste afirmacje, oszukiwania siebie, porzucania członków rodziny w imię duchowych odlotów, ucieczki od zmierzenia się ze swoją traumą, udziały w ceremoniach, które pogłębiają chorobę i uzależnienie albo konstruują ścieżkę wyznawcy oddając miejsce kolejnym guru. Nie o tym jest Pierwsza Umowa i szamanizm. Również wtedy gdy ktoś pod szyldem szamanizmu zajmuje się neoszamańską praktyką, co popularne. Pierwsza Umowa dotyczy ducha, który w szamanizmie nie jest metaforą, punktem odniesienia, opowieścią, ale realnym bytem, najważniejszym nauczycielem, który przeprowadza inicjację. A ta nazywana jest chorobą szamańską, ponieważ zmusza człowieka do zmierzenia się z każdym wypieranym cierpieniem i kłamstwem. W tej przeprawie przydaje się żywa i zdrowa busola.
Dr Kulik deklaruje „jestem tym, co żywe i martwe, tym, co zdrowe i chore. I poddaję się temu z ufnością”. Kłaniam się tej drodze w szacunku. I znajduję spokój czytając o ufności. I pozostaję na swojej drodze, a zatem decyduję się kolejny raz być z tym co żywe i zdrowe oraz służące temu co żywe i zdrowe. Wiem, że człowiek we mnie umrze. Wiem, że spotkają mnie trudności, i wiem, że będę cierpiał. Wiem również, że przygotowaniem do tych nie jest gnuśność, wołanie tego co chore ale aktywne zaangażowanie w życie, które nie odwraca wzroku od cierpiącego człowieka czy zatrutej rzeki. Mam – jak każdy z nas – moc w swoim duchu by oprzeć się wyłącznie o to co płynie z czystego źródła. A do tego, jak pewnie wszyscy wiemy, wcale nie tak prosto dotrzeć. Obejmując zatem troską zatrutą rzekę, w duchu wracam do jej źródła, gdyż tam mogę ugasić pragnienie, i mieć jasność.
Książkę „Pierwsza Umowa. Podstawy praktyki szamanizmu” zamówisz klikając tutaj.
* Artykuł został pierwotnie opublikowany w magazynie „Dzikie Życie”, Październik 2024 (nr 10/364 2024)
Robert Rient – pisarz, dziennikarz, aktywista, pedagog, praktyk szamanizmu. Prowadzi warsztaty odzyskiwania utraconej części siebie, Kurs Podstaw Praktyki Szamanizmu, Szkołę Szamanizmu oraz rytuały i ceremonie szamańskie. Na stałe współpracuje z magazynem „Sens”. Autor książek „Pierwsza Umowa. Podstawy praktyki szamanizmu”, „Wizje Roślin, czyli pięćdziesiąt roślin leczniczych i jeden grzyb”, „Przebłysk. Dookoła świata – dookoła siebie”, „Świadek”, „Chodziło o miłość” i powieści „Duchy Jeremiego” nominowanej do nagrody literackiej Nike. Inicjator uznania rzeki Odry za osobę prawną. Autor podcastu „Spokojna miłość”.